sobota, 25 marca 2017

Rozdział 4 Wielki talent

    Po trzydziestu pięciu  minutach jazdy do domu wujka Rafaela od razu wysiedliśmy z auta. Przed nami stał przepiękny dom, nie był duży, ale również nie był mały. Moim zdaniem był idealny, zawsze gdy tata zabierał mnie do wuja cieszyłam się. Bardzo lubiłam tę okolicę, a gdy tyko znajdowałam się tam czułam bijące ciepło nawet od nieznajomych osób, którzy tam mieszkali. Spojrzałam jeszcze na ulicę czy nikogo nie ma na zewnątrz po czym weszliśmy przez drzwi garażowe do pomieszczenia, gdzie czekali na nas wujek, ciocia Alice, kuzynka Lucinda oraz kuzyn Alec. Wszyscy gotowi do wyjścia, a w dłoniach trzymali łuki oraz miecze.
- Jesteśmy w komplecie, wszystko zaplanowane? - Spytał tata.
- Dobry wieczór bracie, dziś patrolujemy obszar dwudziestej ulicy wraz z parkiem, prawdopodobnie mieszka tam całe stado, tak uważa Alice - odpowiedział wujek czekając na reakcję swojego brata. Naszym zadaniem jest ochrona przyziemnych jak i nas samych, więc polujemy tylko i wyłącznie na tych, którzy nie dają szansy śmiertelnikom na normalne życie.
- Tam znaleziono dwójkę nastolatków, oczywiście zaatakowanych przez zwierzę - dodał ojciec.
 - Co z Lightwoodami? - Wtrąciła mama.
- Spotkamy się na miejscu. Sądzę, że powinniśmy się zbierać - odpowiedział wujek i wszyscy ruszyliśmy na pojazdy.
     Mama wraz z wujkiem i ciocią ruszyli terenówką, Alec z Lucy oraz ja z tatą zajęliśmy motory. Jechaliśmy bocznymi ulicami, gdzie prawie nikt nie mieszkał. Noc była ciepła, gwiazdy tętniły życiem obok króla nocy. Księżyc król nieba, chował się za chmurami, aby za parę chwil ukazać nam swoją pełną tarczę, która miała przemieniać nocne zwierzęta w jeszcze bardziej silniejsze i groźniejsze dla człowieka. Jechaliśmy na wyznaczone miejsce około czterdziestu minut, po tym czasie zobaczyliśmy podjeżdżający samochód. Z granatowego, brudnego jeppa wysiadł wysoki blondyn z licznymi runami na szyi jak i ramionach, był uderzająco podobny do kobiety, która szła obok niego, a za nimi szedł wysoki mężczyzna. Oboje nie mieli tak widocznych run jak ich syn, ale wciąż było je widać. Nocni łowcy powinni odkrywać runy w nocy, a w dzień je zakrywać, jednak dla bezpieczeństwa mojej rodziny nigdy nie pokazujemy naszych run.
- Witam rodzinę Lightwood. O to George, Ruby i James, natomiast ja jestem Jorge, to moja żona Jane i córka Esperanza, mojego brata wraz z jego rodzina znacie. Rafaelu jak dziś się rozdzielamy? - Tata, jak zwykle stał się dowódcą.
- George, Ruby macie zachodnie skrzydło, Alice, Jance i Alec wschód, Jorge, Lucy wraz z Espe północ, ja wraz z Jamesem mamy południową część wraz z wejściem. Wszyscy macie krótkofalówki? - Spytał wuj, a my potwierdziliśmy.
- Ruszamy - dodał tata.
      W trójkę na motorach przemierzaliśmy północną część lasu, co jakiś czas zatrzymywaliśmy się i czekaliśmy kilka, kilkanaście minut. Każdy z nas ubrany był na czarno, miał broń, która była dla niego najodpowiedniejsza. Gdyby, jednemu z nas stałaby się krzywda, reszta mu pomaga, nie zostawiamy go na pastwę losu. Wszyscy jesteśmy braćmi, musimy sobie ufać, wspierać się i pomagać. ''Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego''.  Po raz piąty robiliśmy ''przerwę'', oparłam się o stare drzewo. Zastanawiałam się czy dziś coś wyniknie z pełni, czy uda znaleźć się nam zabójcę dwójki nastolatków, niewinnej kobiety w ciąży, a może bestie, która zamordowały dzieci i kobietę to jedna i ta sama osoba. Wpatrywałam się w świecący księżyc, aż przez krótkofalówkę nie usłyszałam głosu Pana Lightwood "jest dwójka na zachodniej części, zbliżają się do centrum lasu". Pośpiesznie odpaliliśmy motory i ruszyliśmy na centrum, byliśmy pierwsi. Słyszeliśmy odgłos biegu, bestia była coraz bliżej. Nagle za drzew wyłoniły się dwa wilkołaki. Duży alfa oraz mniejszy beta, wraz z nimi w oddali państwo Lightwood. Nie czekaliśmy na Georga i Ruby, ruszyliśmy za bestiami. Zaczęły kierować się na południe, więc dałam wiadomość dla pozostałych. Po paru chwilach z przodu pojawił się wujek z blondynem, wilki zrozumiały, że zaczynają być otoczeni. Lekko podniosłam się z motoru
i próbowałam rzucić w jednego moim ostrzem, lecz nagle znikąd pojawił się kolejny podziemny. Skoczył na mnie, wraz z nim upadłam i uderzyłam się głową o ziemie.
-Lucinda! - Zawołał James. Wilkołak zadrapał mnie w ramie, próbował mnie ugryźć lecz wtedy, zaskomlał i osłab. Lucinda wystrzeliła srebrną strzałą w bestie, a James sparaliżował go. Szybko wydostałam się z jego ciężaru, widziałam jak kolejny próbował zaatakować nas, jednak tym razem to Alec wystrzelił srebrną strzałę, rzuciłam ostrze dla taty, które je złapał  i wbił w kręgosłup alfy. Zszokowany oraz zraniony alfa  uciekł wraz z resztą stada.
- Kochanie nic Ci nie jest? - Podbiegł do mnie tata.
- Nie, wszystko w porządku, tylko mnie zadrapał - odpowiedziałam cicho, a tata mocno mnie do siebie przytulił - Łapcie je, bo zaraz uciekną.
- Nie są warci mojej księżniczki - odpowiedział tata, przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej.
- Dziękuje Lucy i James, gdyby nie wy... - zaczęłam, lecz nie było mi dane skończyć.
- Byliśmy nie uważni, to nie Twoja wina, mogliśmy się tego spodziewać - dodała pani Ruby.
- Trzeba opatrzyć jej ramie. James zrób to. - Pan Lightwood spojrzał na moją rękę. Kiwnęłam głową i poszłam wraz z jego synem do jeppa.
- Jeszcze raz dziękuję, gdyby nie moja lekkomyślność pewnie byłoby po nich - powiedziałam kiedy blondyn wyjmował ze schowka apteczkę.
- Tego nie wiesz, chciałaś dobrze Hope - odpowiedział.
- Skąd znasz ... - zaczęłam, ale przerwał mi w połowie wypowiedzi.
- Chodzimy razem do szkoły, jestem w ostatniej klasie, po za tym hiszpański nie jest trudnym językiem. Może zaboleć. - James wylał odrobiny substancji z lantany, oleandru i drobinek srebra.
    Połączenie tych dwóch roślin oraz metalu działa podobnie jak woda utleniona, jednak przez srebro zachodzi proces działający przeciw jakimkolwiek zmianom dzięki wilczemu DNA. Otóż kiedy wilk ugryzie Upadłego ginie, chyba, że jest tak silny wewnętrznie, że następuje przemiana.
- Wiedziałam, że Cię gdzieś już widziałam - powiedziałam po opatrzeniu ramienia.
- Masz wielki talent Hope, tylko trzeba dopracować kilka drobnych rzeczy - dodał z uśmiechem, a ja w tym czasie wytarłam łzy, które wywołała magiczna substancja po czym wysiadłam z auta.
- Nic tu po nas. Czas wracać - powiedział tata.
- Masz racje. Do zobaczenia wkrótce - odpowiedział George Lightwood.
     Do domu wracaliśmy w ciszy, nie była ona komfortowa. Czułam całe napięcie i bałam się odezwać. Zapewne to wszystko przeze mnie, moją lekkomyślność, nieuwagę. Mama była pewnie zła na ojca , że nie zareagował wcześniej, ale jeszcze bardzie na samą siebie za to, że wcale nic nie zrobiła. Było to wyczuwalne w całym aucie. Ramie wciąż mnie bolało, rana była głęboka, a substancja lecznicza zaczynała właśnie działać, ponieważ ból się nasilał przez co nadal miałam łzy w oczach. Droga dłużyła się, trzydzieści minut od lasu do domu trwało niczym godzina. Kiedy tata zaparkował w garażu, mama wyszła, a on sam poprosił mnie, abym została.
- Espe skarbie, nie strasz mnie tak więcej, mamie przez całą drogę drżały dłonie. Musisz uważać, gdyby rana byłaby jeszcze głębsza mogłoby dojść do zmiany - powiedział tata.
- Zdaję sobie z tego sprawę oraz oczywiście z konsekwencji co bym musiała wtedy zrobić - odpowiedziałam ze spuszczoną głową.
- Musimy uważać, idź zaraz spać, bo noc będzie męcząca. Dobranoc, kocham cie.
- Ja ciebie też tato - odpowiedziałam, po czym powędrowałam od razu do łazienki.
     Nastał piątek, wybawienie dla każdego ucznia jak i połowy pracujących amerykanów. Dzień, dzięki któremu u większość ludzi pojawia się uśmiech na twarzy. W piąty dzień tygodnia odbywa się najwięcej domówek w ciągu roku szkolnego, natomiast w soboty cluby są wypełnione po brzegi uczniami jak i studentami. Moje wybawienie zaczynało się za każdym razem od pobudki o godzinie siódmej czterdzieści. O tej porze byłam już sama w domu, ponieważ każdy był w drodze do pracy. Wstałam, zmieniłam opatrunek i ubrałam się w mój ulubiony czarny top Batmana, jasne podarte jeansy oraz sportowe buty. Na śniadanie zjadłam miodowe Cornflakes, a później zmiksowałam owoce do szkoły, po czym nastąpiła poranna toaleta. Spakowałam jeszcze stój i buty treningowe do osobnej torby i tak gotowa oraz spakowana w skórzanej kurtce ruszyłam do szkoły. Autem jechałam wolno słuchając muzyki. Na szkolny parking zaparkowałam idealnie z dzwonkiem na przerwę po drugiej godzinie lekcyjnej. Drugą lekcją w planie, a moją pierwszą  miała być geografia, następnie matematyka, dwie  godziny marketingu, a po między nimi przerwa na lunch, natomiast ostatnia czekała na mnie biologia. Trzy biologie, dwie chemie w tygodniu taki los przyszłych lekarzy, farmaceutów, pielęgniarek i mój. Jeszcze dokładnie nie wiem kim zostanę w przyszłości, myślałam nad psychologiem lub weterynarzem, jednak jeszcze nie odkryłam swojego powołania. Mimo mojej niewiedzy wszystko, nawet mój los jest już zapisany od pokoleń.
     Geografia minęła dość szybko, ponieważ pisaliśmy sprawdzian, co było zapewne przyczyną nieobecności  sześciu osób w tym Lizy i Harry'ego. Pierwszy marketing był nudny, wydawał się długi, na szczęście rozmawiałam pół lekcji z Elizabeth. Opowiadała co wczoraj robiła, ja również wspomniałam o tym co działo się wczoraj, lecz nie powiedziałam o tym, że prawie mogłam nie żyć, nie chciałam martwić przyjaciółki. Nikt poza Lizy nie wie, że jestem łowcą.
     Przyjaźnię się z nią już kilka lat. Nieosiągalność przez telefon, tajemnicze, z czasem coraz częstsze wyjścia, prowadziły do jej pytań. Kiedy zobaczyła w mojej torbie małe ostrze, zaczęła się niepokoić, a nawet próbowała mnie śledzić, więc po półtora roku znajomości uznaliśmy z tatą o wtajemniczeniu Elizabeth. Po całej opowieści, zobaczeniu broni, przyjaciółka nie odzywała się do mnie przez dwa dni, trzeciego dnia przyszła i powiedziała, że z chęcią zobaczyłaby mój trening karate lub kickboxing. W ten sposób Elizabeth Hudson stała się jeszcze bliższa mi i mojej rodzinie, ponieważ sztuki walki połączone z używaniem broni bardzo się jej spodobały.
- Tylko nie zaśnij przy jedzeniu - powiedział Harry gdy schodziliśmy na lunch.
- Dam radę - uśmiechnęłam się lekko.
- Harry wybierasz się dziś na domówkę ? - Zapytała Elizabeth.
- Jeśli nic nie przeszkodzi, wy również idziecie? - Wymruczał chłopak wypatrując kogoś za oknem
- Ja i Beck , ale nadal nie wiem co z Hope. Idziesz?
- Tak myślę, może spełnię twoje marzenie i znajdę tam chłopaka. Gdzie tak właściwie jest Beck? - odpowiedziałam przyjaciółce siadając do stolika - Dziś mam owoce, możesz zamówić sobie coś niezdrowego Liz - dodałam wyjmując z torby koktajl.
- Beck jest chory. Dzięki za pozwolenie, ale nie - odpowiedziała z uśmiechem - Ty Harry nie jesz?
- Źle się czuje, chyba się zwolnię, ale spokojnie imprezy nie odpuszczę.
       Trening dziś był cięższy niż zwykle. Trener wycisnął ze mnie siódme poty, katował mnie nowymi ćwiczeniami, oraz bitwą, przez dwie godziny. Przez cały trening miałam dwie minuty przerwy, jednak wysiłek miał plus, otóż raz w miesiącu trener zadecydował, że będziemy chodzić na strzelnice oraz w teren. Ćwiczenia przez dwie godziny, całym rokiem w hali sportowej samemu, może złamać każdego.
         Kiedy wróciłam do domu byłam w niebie, ponieważ mama przygotowała ryż z kurczakiem i warzywami. Po wspólnym posiłku udałam się do sypialni, na krótką drzemkę, aby  później zacząć przygotowania. Spałam godzinę, która mnie odrobinę zregenerowała, z lekką niechęcią wstałam z łóżka i ubrałam rurki, Biały top oraz kurtkę skórzaną w kolorze pudrowego różu. Nałożyłam odrobinę podkładu, eyelinera, mascary oraz szminki, a włosy wyprostowałam, po czym dostałam sms od Lizy, że razem z Beckiem czekają pod moim domem. Schowałam telefon to kieszeni spodni, nałożyłam białe lity i wyszłam z domu. Po około godzinie byliśmy na miejscu. Przed nami znajdowała się bardzo ładna, duża posiadłość, duży teren przed domem robił wrażenie, z tyłu zapewne kryje się basen lub oczko wodne. Mieszkańcy zainwestowali w to miejsce sporo pieniędzy. Już zewnątrz było można usłyszeć muzykę, więc weszliśmy nie informując nikogo. Beck i Elizabeth udali się do salonu, a ja poszłam w przeciwną stronę gdzie trafiłam do jadalni, gdy chciałam z niej wyjść natknęłam się na wysoką znaną mi burzę loków.
- Harry ! Hey! Lepiej się czujesz?
- Cześć Hope, nie jest źle. Daję rade. Masz ochotę może na drinka? - Zapytał chłopak.
- Tak od razu po dwóch minutach przyjścia? Możemy jeszcze chwilę z tym poczekać? - Uśmiechnęłam się lekko, a Harry delikatnie przytaknął głową - Tak właściwie szukałam łazienki, zapomniałam do niej wstąpić wychodząc z domu - dodałam rozglądając się po pomieszczeniu.
- Mogę pomóc Tobie ją znaleźć - zaśmiał się przez co znów ujrzałam jego dołeczki - Ale w zamian pijemy drinka.
- Jeśli pierwszy będzie z Elizabeth to nie ma sprawy, bo Beck dziś prowadzi - uśmiechnęłam się.
- Poza tym ładnie dziś wyglądasz
- Dzięki... szkoda, że nie zawsze - zaśmiałam się, a on również. Po dłuższej chwili poszukiwań odnalazłam łazienkę, a następnie zgodnie z obietnicą Harry wraz z Beckiem przynieśli nam drinki i tak zaczął się trans...

Witajcie Aniołki w kolejnym rozdziale <3
Co sądzicie o nim? Nie jest zbyt banalny?
Mamy nowy przepiękny szablon dzięki Mii z Land Of Grafic.
Chciałabym pochwalić się wam, może nie wielką, ale dla mnie miłą rzeczą... otóż zostałam zaproszona w moim małym mieście na "galę" podziękowań, ale kompletnie nie wiedziałam za co te podziękowania.. Okazało się, że dostałam (zresztą nie tylko ja, bo i wiele innych osób) statuetkę, za reprezentowanie gminy na ogólnopolskich oraz wojewódzkich konkursach, a mianowicie za 3 miejsce i wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie opowiadań i wyróżnienie za konkurs fotograficzny. Niby tak mała rzecz, bo w końcu to tylko statuetka wraz z książkami, ale powiem że to pierwsza nagroda tego typu, byłam jeszcze bardziej szczęśliwa gdy zjadłam ciasto, bo w końcu najedzony człowiek to szczęśliwy człowiek :)
Pozdrawiam cieplutko, ponieważ WKOŃCU mamy wiosnę x

2 komentarze:

  1. Lubię klimaty Nocnych Łowców. Zwłaszcza Nocnych Łowców na imprezach.
    Życzę weny i zapraszam do siebie.
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział był bardzo ciekawy i emocjonujący na początku. I Na Anioła, James musiał skojarzyć mi się z Jace'em przez tę blond czuprynę i widoczne runy na ciele.
    A tata Hope, był bardzo kochany "nie są warci mojej księżniczki" ^^ kawaii
    A końcówka rozdziału bardzo tajemnicza... " i tak zaczął się trans".
    Czuję kłopoty, albo oddziaływanie na Hope wilczego transu, przez zadrapanie, i pełnię księżyca.
    Jedno wiem, będzie ciekawie ;3
    To Nocni Łowcy. MUSI być ciekawie!!!
    A pan Harry, coraz bardziej mnie intryguje, i coraz bardziej zastanawiam się, czy nie jest albo wilkołakiem, albo Łowcą, albo wampirem... Może też być zwykłym Przyziemnym, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć XD
    Jak tylko pojawi się następny rozdział SPAMuj u mnie :D

    I nie, rozdział nie był pod żadnym względem banalny. Był dobry, ciekawy i fajny :)
    I gratulację zdobycia nagrody i miejsca w konkursach :D już za sam udział gratulację!!!
    Ja Ci się pochwalę przy okazji, że zdobyłam pierwsze miejsce w konkursie frazeologicznym i zdobyłam fajną książkę w nagrodę :D
    Wzięłam też udział w międzynarodowym konkursie na opowiadanie i wiersze, pierwsze moje podejście!
    Nadesłano ponad 8200 prac :O niestety żadnego miejsca nie zdobyłam... ale za rok też biorę udział :D
    Jeśli byś chciała przeczytać, to wstawiłam je na bloga cieniste-senne-marzenia.blogspot.com
    Nie zmuszam, broń Razjel! Jak masz chęć i zżera Cię ciekawość XD (tak, ja i moje ego xD) to zapraszam :)

    Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon