niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 3 Już go nie lubię...

    Podczas kolacji po mojej lewej stronie siedział Leo, pod kontem prostym po prawej stronie siedziała właścicielka domu, a na przeciwko mnie usiadł Harry, jak się domyślam jej najstarszy syn. Pani Styles ugotowała pyszne dania, miała talent, choć pracowała jako architekt. Była bardzo opiekuńcza w stosunku do swoich dzieci, może troszkę nadopiekuńcza. Jej mąż okazał się bardzo zabawnym człowiekiem, razem z tatą nadawali na tych samych falach. Co jakiś czas on lub tata opowiadał jakiś żart, a nie które z nich były dobre. Po głównym daniu Pan Styles pokazał nam swoją mini bibliotekę oraz część domu. Wnętrze było bardzo przytulne, ale czego można byłoby się spodziewać po starszej pani, która tu mieszkała. Był to ich drugi dzień tutaj, a w salonie znajdowały się już trzy zdjęcia. i większość domu była już idealnie umeblowana. Mężczyzna pokazał nam później swój gabinet oraz ogród, a następnie z powrotem wróciliśmy do jadalni, na końcowe danie. Deser, który właśnie jedliśmy był najlepszy.
- Pani Styles, deser jest idealny według mnie. Nie jest za słodki, a połączenie tych wszystkich owoców to dla mnie niebo. Mówię szczerze, najlepszy - powiedziałam, na co gospodyni się zaśmiała.
- Cieszę się, że Tobie smakuje, ale muszę wam powiedzieć, że to Harry przygotował w całości absolutnie sam ten deser. Ma naprawdę talent do gotowania, a w szczególności do pieczenia - odpowiedziała z dumą patrząc na syna, który z lekkiego zażenowania spuścił głowę. - Dzieci skoro skończyliście deser, może pójdziecie się pobawić w domku? - Zwróciła się ku najmłodszym, na co oni od razu wstali od stołu. Myślę, że Leo i Emma się polubili. Są w tym samym wieku, nie chodzą razem do klasy, ale do tej samej szkoły, więc dzieci jak się o tym dowiedziały, były bardzo szczęśliwe.
- Przepraszam, mamo pójdę na niego popatrzeć - powiedziałam, na co mama gestem głowy jak i uśmiechem mi podziękowała. Wstałam od stołu i powędrowałam ku drzwiom prowadzącym do ogrodu.
- Harry zerknij na Emmę, aby nie spadła, albo nie zepsuła czegoś. - Pan Styles bardziej nakazał niż poprosił syna, ale on oczywiście wstał i dołączył do mnie. Wyszliśmy razem do ogrodu po czym usiedliśmy na krzesłach ogrodowych. Mój towarzysz wyjął telefon, więc ja zaczęłam spacerować po ogrodzie. Kiedy obejrzałam wszystkie możliwe rośliny usłyszałam pisk Emmy oraz krzyk Leo. Zaniepokojona zaczęłam biec w stronę małego domku na trawie, ale na moje nieszczęście poślizgnęłam się i upadłam. Dzieci słysząc to wyszły na zewnątrz, a gdy tylko mnie zobaczyły zaczęły się śmiać, Harry również do nich dołączył.
- Hope to łamaga! - Szydził ze mnie młodszy brat, Harry pomimo, że miał łzy w oczach pomógł mi wstać.
- Dzięki - powiedziałam spoglądając na tył kombinezonu, który był cały brudny... - Idiotka, po prostu idiotka ze mnie - powiedziałam spuszczając głowę.
- Miło mi, a ja Harry. - Wciąż się szczerząc wyciągnął rękę 
- Nie denerwuj mnie... - powiedziałam ukrywając twarz w dłoniach.
- Poczekaj tutaj, przyniosę Ci jakieś ubrania. - Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, a go już nie było. Cóż mogłam zrobić czekałam.
- Pomimo to nadal ładnie wyglądasz - powiedziała dziewczynka.
- Nie martw się dla mnie zawsze jesteś piękna - dodał Leo po czym lekko mnie przytulił, na co lekko się uśmiechnęłam.
- Już jestem, idź do mojego pokoju, ciuchy leżą na łóżku i nikt Cię nie zauważy, pierwsze drzwi po lewej na górze - powiedział Harry, który dołączył do nas, a ja odwróciłam się i odeszłam. Nie zareagowałam na śmiechy całej trójki, bo byłoby to bezsensowne.
    Najciszej jak tylko mogłam przemierzyłam odległość od drzwi do schodów, a później cicho i delikatnie wchodziłam na każdy stopień. Gdy dotarłam na górę, bezszelestnie weszłam do sypialni chłopaka otwierając drewniane drzwi. Tak jak Harry mówił, tak było. Ubrania leżały przygotowane na posłanym łóżku. Zwykła biała koszulka i czarne spodnie do jogging' u, to idealne połączenie z moimi szpilkami. Przebrałam się, a następnie podeszłam do okna, widziałam stamtąd doskonale ogród Państwa Styles, mój pokój oraz salon sąsiadów, którzy mieszkają naprzeciwko nas. Odwróciłam się i rozejrzałam się po sypialni. Ściany były szare, na prawej ścianie stało łóżko, a po obu jego stronach dwie małe szafki nocne. Na ścianie gdzie znajdowały się drzwi stała biała, duża szafa, a na przeciwko łóżka biurko z białym fotelem. Wszędzie, w każdym zakamarku panował ład i porządek. To było miłe doświadczenie, ponieważ zazwyczaj chłopcy, których znam nie dbają o czystość. Postanowiłam nie zwlekać dłużej i wrócić do dzieci. Po cichu przybyłam do ogrodu, trzymając brudny kombinezon.
- Daj, wypiorę i wręczę Ci czysty jutro. - Harry zabrał ubranie, a gdy tylko miałam wolne dłonie, podbiegł do mnie Leo i wręczył i małą różyczkę.
- To dla Ciebie, przepraszam, że się śmiałem. Gdybym ja się przewrócił, pewnie bym płakał. Wybaczysz? - Młodszy brat popatrzył na mnie lekko zawstydzony.
- Jesteś kochany. Kiedy będziesz mieć dziewczynę, jestem pewna, że będziesz wtedy najlepszym chłopakiem na Ziemi. Oczywiście, że wybaczam mojemu braciszkowi - pocałowałam go w policzek.
- Hope! Ochyda..... Mamo! Hope mnie pocałowała i jest łamagą, bo się przewróciła! - Leo z krzykiem pobiegł do mamy.
- Zabije kiedyś tego małego zdrajce.
*
       Moje obcasy stukały o chodnik, przez co większość zwracała na mnie uwagę. Dziewczyny w mojej szkole nie noszą szpilek, jedynie te ''popularne'', ale ja nie jestem takim typem dziewczyn, nie nosze spódniczek, sukienek, krótkich topów, nie mam na sobie tony makijażu oraz niestety nie mam długich nóg, a szpilki ubieram, ponieważ jestem niska. Mam tylko 160 centymetrów, więc dość często ubieram wysokie buty. Idąc po szkolnym chodniku zastanawiałam się czy Harry nie powiedział wszystkim o wczorajszym incydencie. Do naszej placówki uczęszcza wiele osób, a on jest nowy, więc raczej nikogo nie zna. Gdyby wyjawił to co wydarzyło się wczoraj, nie byłoby to miłe, ponieważ polubiłam go. Wydawał się miły, a jego fryzura dodawała mu wdzięku.
       Do klasy dotarłam idealnie z dzwonkiem, zajęłam swoje stałe miejsce, a po chwili sala była pełna. Siedziałam z dziewczyną o imieniu Stella, nie wyróżniała się na tle klasy, ale była spokojna, miła i pomocna. Rzadko z nią rozmawiałam, ponieważ zawsze wolałam skupić się na chemii, która na tym etapie nie była dla mnie najłatwiejszym przedmiotem do nauczenia, jednak kluczowym, aby zdać na studia. Przede mną siedzieli dwaj chłopcy, którzy jeszcze nigdy nie wynieśli coś z naszych porannych, czwartkowych lekcji chemii, natomiast za mną siedziała Sophia, która była geniuszem w dziecinie chemii jak i biologii, a z nią siedział Harry. Chwilę czekaliśmy, ponieważ dziennik elektroniczny nie mógł się uruchomić, a w tym czasie dostałam małą karteczkę z zeszytu, na której pisało ''Dzień dobry, wyspałaś się? Ps. Kombinezon będzie wieczorem u Ciebie x'' Uśmiechnęłam się i odpisałam zwyczajne ''Być może, a ty ?''. Tym razem nie dostałam karteczki, lecz poczułam na swoim karku ciepły oddech, a do ucha wpadł lekko zachrypnięty głos chłopaka, odpowiadając na moje pytanie. Dalsza część lekcji minęła na pisaniu i omawiania tematu. Po lekcji nauczycielka powiedziała mi, abym poprawiła dwa sprawdziany, bo jeśli znów dostanę ocenę niedostateczną będzie nieciekawie, takim sposobem wyszłam jako ostatnia w sali. Byłam lekko zdenerwowana i rozczarowana sobą, nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i odwraca z siłą.
- Witam po raz drugi - powiedział Harry, lekko wpadłam w jego klatkę piersiową i czułam, że się uśmiecha. Odsunęłam się trochę i przewróciłam oczyma - Co tam, jak tam?
- Jakoś leci, to taki twój tekst na podryw? - Spytałam śmiejąc się.
- Mam lepsze, gdybym ich użył byłabyś już moja - odpowiedział z dumą.
- Na pewno... Może ja przyjdę po ten kombinezon po szkole, bo wieczorem jestem zajęta. Yhym?
- W sumie... wieczorem mam również plany, więc mi pasuje - uśmiechnął się. - Come with me my friend, mamy kolejną lekcję - dodał.
        Lekcje mijały... po chemii odbyła się historia, matematyka gdzie pisaliśmy kartkówkę, a później francuski oraz ostatni wf. Przebrałam się jak zwykle w strój do joggingu, ponieważ był najwygodniejszy. Włosy związałam w wysokiego kucyka po czym dotarłam na salę, byłam jedną z pierwszych dziewcząt, bo reszta jeszcze poprawiała makijaż. Po ostrzeżeniu nauczyciela, cała reszta płci pięknej zjawiła się na sali. Na krótkie spodenki, opinające koszulki na ramiączka, a raczej na walory które kryły ubrania oraz długie włosy ślinił się każdy chłopak na sali. Ze względu, że graliśmy w siatkówkę, połowa dziewczyn zrezygnowała martwiąc się o swoje paznokcie. Nauczyciel podzielił nas na dwie drużyny, następnie szybka rozgrzewka przed trudnym meczem. Byłam w drużynie z Harrym, Elizabeth, Kylie i jeszcze z dwójką chłopców, którzy starali się o miejsce w drużynie siatkarskiej jak i koszykowej. Przez cały czas Kylie całkiem przypadkowo źle odbijała, ale nawet mimo jej sabotażu, nasza drużyna wygrała.
- Nie było tak źle, nawet dla Ciebie Hope i Ellie. Harry nie chciałbyś zapisać się do drużyny? - Zapytał Josh, chłopak, z którym przez chwilą graliśmy.
- Przemyśle to - odpowiedział krótko Harry i uśmiechnął się do blondyna.
- Świetnie nam poszło, a szczególnie Tobie Panie Styles - powiedziała Kylie, która zapewne przyszła pogratulować mojemu nowemu sąsiadowi.
- Dzięki - odpowiedział - Powiedzmy, że Tobie też
- Wiesz Harry idealnie pasowałbyś do drużyny, przystojny, wysportowany, chłopcy by Cię polubili i moje koleżanki również - zamrugała kilkukrotnie dotykając jego ramienia.
- Wybacz, ale  nie szukam nowych znajomych - zepchnął dłoń Kylie ze swojego bicepsa.
- Szkoda, bo z chęcią ja bym Cię poznała ... - Dziewczyna dalej podrywała nowego kolegę
- Kylie on nie zadaje się z ..... - zaczęła Elizabeth, jednak nie było dane jej dokończyć.
- .. plastikami - dokończył Harry, a w mojej głowie, pojawiła się mała nuta zwycięstwa.
- Przepraszam co?! - Krzyknęła oburzona brunetka.
- Wydaje mi się, że plastik jest wykorzystywany wtórnie, więc ja wolę nie umawiać się z plastikami, ale spokojnie, bo mogę się mylić - odpowiedział Harry, na co Elizabeth wybuchnęła śmiechem, ja również miałam uśmiech na twarzy, natomiast Kylie obrażona opuściła salę gimnastyczną.
- Elizabeth poznaj nowego kolegę z klasy. Harry, to jest Elizabeth moja przyjaciółka - powiedziałam nadal z uśmiechem na ustach
- Ja już go nie lubię! - Zaśmiała się brunetka
- Zabolało... czemu? - Spytał ją chłopak z burzą loków
- Bo... dałeś lepszą ripostę niż ja. To było naprawdę dobre . Czuje, że się dogadamy - odpowiedziała, łapiąc nas za dłonie, po czym wyprowadziła nas z sali.
     Po szkole odebrałam Leo, ze względu na to, że zerwała z nim dziewczyna razem pojechaliśmy do sklepu, kupiliśmy ulubioną naszą przekąskę i ciasteczka po czym wróciliśmy do domu. Całą rodziną zjedliśmy obiad, przy czym rozmawialiśmy o szarej rzeczywistości, o szkole, pracy, treningach. Tata opowiadał o interwencji swojego kolegi u starszej pani, która poprosiła go o zdjęcie kota z szafy. Mama zaś upewniała się w kwestii szkoły Leo i czy godzi treningi z nauką. Po skończonym posiłku rodzice sprzątali, brat pobiegł na górę, więc ja postanowiłam odebrać kombinezon, który został w domu sąsiadów.
- Cześć Charlie, ja jestem odebrać kombinezon po wczorajszym incydencie - powiedziałam kiedy młody blondyn otworzył mi drzwi.
- Harry , nasza sąsiadka do Ciebie! - Krzyknął chłopak, a po chwili przy drzwiach zjawił się jego brat z moją własnością.
- Proszę bardzo, już jest twój, a myślałem czy jutro go nie założyć do szkoły - wręczył mi z uśmiechem białe ubranie.
- Jeśli bardzo chcesz, możesz go pożyczyć.
- Chyba nie będzie to potrzebne - odpowiedział patrząc mi w oczy.
- W takim razie dziękuję i miłego wieczoru - podziękowałam i wróciłam do domu. Kiedy mamy ani taty nie było na górze, szybko pobiegłam się przebrać, a kiedy to zrobiłam zbiegłam na dół do drugiego garażu.
- Już czas na nas córcia - powiedział tata chowając broń, wzięłam szybko pistolet oraz sztylety wraz z tatą opuściliśmy garaż.
- Wczoraj jak wróciliśmy nie miałam czasu zapytać... Tato jesteś pewny, że już jest wszystko dobrze? Nie szukają nas? - Zapytałam, ponieważ od dłuższego czasu martwiłam się o nas.
- Szukają i to z pewnością, ale jak na razie nie mogą nic zrobić. Dobrze, że zmieniłaś kolor włosów teraz bynajmniej nie będą Cię śledzić na ulicach - odpowiedział tata, obejmując mnie ramieniem.
- Najważniejsze, że nie maja prawa wstępować na teren przyziemnych, ciesz się, że uczęszczasz do naszej szkoły Hope - odpowiedziała z lekkim uśmiechem mama. - Leo bądź grzeczny, pani Bolton już jest !- Dodała mama po czym zabrała ze stołu dwa magazyny dla mnie i dla taty, a dla siebie ulubiony paralizator oraz serafickie ostrze po czym dokładnie zamknęła garaż.
- Podziemny, który zabija oraz rani niewinnych niechaj będzie osądzony przed Bogiem - wypowiedział tata słowa z pisma Upadłych Aniołów.

Witam Aniołki w kolejnym rozdziale.... nie będę tutaj przynudzać, mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam x

czwartek, 2 lutego 2017

Rozdział 2 : Babciny sweterek i dziewczęce loki

  
     Wpatrywaliśmy się w siebie, jego niesamowite oczy wywoływały u mnie szybsze bicie serca, a moje czekoladowe wpatrywały się w niego z zaciekawieniem. Jestem zbyt słaba. Nie wytrzymałam. Zaplotłam dłonie na jego karku i złączyłam nasze wargi, chłopak odwzajemnił mój gest natychmiast. Całował mnie z pasją i zachłannie jakbym zaraz miała zniknąć...
      Na moje powieki padło światło słoneczne, przez co miałam ochotę wstać, zasłonić okno i wrócić do mojego księcia z bajki. Jednak byłam zbyt leniwa, więc książę odjechał na białym rumaku. Z dołu słyszałam dźwięki otwierania i zamykania drzwi, co mnie jeszcze bardziej drażniło. Z wielką niechęcią powoli oraz delikatnie otworzyłam oczy. Przyjaciółka wciąż spała, odwróciłam się na drugą stronę i na chwilę zamarłam.
- Elizabeth obudź się ! Zaspałyśmy ! - Krzyknęłam kiedy spojrzałam na zegarek, szybko podbiegłam do szafy wyciągnęłam z niej ubrania oraz bieliznę. - Elizabeth to cholery jasnej, obudź się!
- Może być do ciemnej cholery? Nie krzycz, już wstaję - odpowiedziała, a ja powędrowałam do łazienki. Gdy wykonałam poranną toaletę, a włosy związałam w luźnego koka, opuściłam pomieszczenie wpadając na Ellie.
- Przepraszam, zapomniałam kupić soczewki - powiedziałam i zaczęłam robić delikatny makijaż, po chwili spakowałam książki do torby, założyłam buty oraz okulary i zbiegłam na dół zrobić nam ciepłe kakao. - Mamo, czemu nas nie obudziłaś?! - Mama była ubrana jak zwykle bardzo profesjonalnie. Miała na sobie spódnicę i luźną bluzkę w kwiatki. Całość dopełniały szpilki oraz spięte włosy.
- Myślałam, że już dawno wstałyście. Przepraszam. Zrobić wam śniadanie? - Spytała mama.
- Nie i tak już nie zdążymy, jedź, a my zjemy coś w szkole - odpowiedziałam.
- W takim razie zostawiam wam pieniądze, bo my już z Leo jedziemy. Pośpieszcie się - powiedziała zostawiając banknot na stole po czym wyszła z domu.
- Liz ! - krzyknęłam gdy kakao było już gotowe.
     Po trzydziestu minutach jazdy dotarłyśmy do szkoły. Nasze liceum zewnątrz jak i wewnątrz było ładne, duże, przestronne. Sprzęt w salach był nowy i bardzo dobrej jakości. Sala gimnastyczna była rajem dla sportowców, niczego tam nie brakowało. W skrzydle sportowym była siłownia dla chłopców jak i dla dziewcząt, szatnie i ogromny magazyn na sprzęt sportowy. Pracownia, chemiczna, biologiczna, sala od geografii oraz informatyki odremontowane, były najładniejsze i najlepiej przystosowane dla uczniów. Szkoła była naprawdę dobrze wyposażona. Dzisiejszą drugą lekcją była biologia, która trwała już co najmniej od 10 minut, więc razem wpadłyśmy do klasy, a oczy wszystkich zwróciły się ku nam.
- Ah panna Elizabeth Hudson i panna Hope... macie szczęście, że mam dziś dobry humor, siadajcie na miejsca, oczywiście macie spóźnienia - powiedziała Pani Blake, usiadłyśmy na naszych miejscach. Gdy tylko wyjęłam zeszyt i książkę poczułam czyjeś spojrzenie. Otworzyłam książkę na właściwej stronie po czym odwróciłam się w prawą stronę i zobaczyłam Kylie - dziewczynę, jedną z cheerleaderek, tak zwaną przez większość osób szkolną żmiję, która prawdopodobnie przeszła już operację plastyczną. Przewróciłam tylko oczyma i spojrzałam na chłopaka siedzącego dwa miejsca przed Kylie, nigdy go wcześniej nie widziałam, pewnie jest nowy. Nagle dostałam karteczkę od Elizabeth, abym podała jej numer strony, jednak byłam dziś pechowa.
- Hope, skoro jesteś tak zainteresowana lekcją przeczytasz całe dwie strony - powiedziała nauczycielka, przybliżyłam się do przyjaciółki i szepnęłam ''zabiję Cię'' po czym zaczęłam czytać.
      Lekcja się skończyła, a ja wyszłam z sali jako pierwsza. Przeszłam pół korytarza, gdy dobiegła do mnie Elizabeth.
- Słyszałaś, że jest dwóch nowych w szkole? Dowiedziałam się od Jade, która rozmawiała z Kate, która usłyszała jak Alison i Kylie mówiły o  dwóch nowych chłopakach, podobno są bardzo przystojni - powiedziała podekscytowana, chociaż miała już chłopaka.
- Wiem o jednym, bo chodzi do nas do klasy, ale nie wiem czy był przystojny, nie zwracałam na niego uwagi - odpowiedziałam.
- Naprawdę? Nie zauważyłam go.
- Może dlatego, że spałaś na lekcji Elizabeth... - powiedziałam, lekko oburzona. - Przepraszam, mam zły dzień i wyżywam się na tobie. Czemu się nimi tak interesujesz? - Dodałam.
- Może w końcu się z kimś umówisz - odpowiedziała, ale ja tylko przewróciłam oczami.
- Liz, nie chcę i nie mogę mieć chłopaka, dobrze wiesz dlaczego - obniżyłam ton głosu tak aby przyjaciółka mogła to usłyszeć.
- Tak, wiem, chodź, bo Beck pisał gdzie jesteśmy - uśmiechnęła się delikatnie.
- Napisz mu, że na długiej przerwie się spotkamy, ponieważ nie chcę go pobić - odpowiedziałam.
      Następnie miałam lekcję historii, minęła ona spokojnie, musieliśmy przeczytać temat i zrobić z niego notatkę,  kolejną lekcją była chemia. Dziś zapisywałam wszystko, bo w środę nauczyciel zapowiedział sprawdzian, lubiłam chemię, jednak musiałam wszystko dobrze zrozumieć, aby dostać dobrą ocenę. W ten sposób przyszła kolej na długą przerwę, gdzie większość kupowała sobie niezdrową żywność, typu hamburger. Wraz z Ellie udałyśmy się na stołówkę, wzięłyśmy sałatkę i zajęłyśmy nasz ulubiony stolik w oczekiwaniu na przyjaciela.
- Witam dwie najpiękniejsze miss Miami - do stolika podszedł wysoki brunet o brązowych oczach.
- Cześć Beck, dawno Cię tu nie było - odpowiedziała Elizabeth.
- Przepraszam skarbie, ale miałem trening. Bardzo ładnie dziś wyglądasz Hope - zaśmiał się.
- Spadaj - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Widzisz nawet chłopak twojej przyjaciółki się z Ciebie śmieje - usłyszałam głos za sobą, dobrze znałam tą fałszywą osobę.
- Istnieje coś takiego jak żart Kylie, ale ty ich chyba nie rozumiesz - odpowiedziałam.
- Moja droga Hope, żart to postanowili zrobić twoi rodzice robiąc Cię - uśmiechnęła się.
- Od kiedy jesteś taka zabawna? Masz taki wspaniały charakter, że to będzie cud jak się ktoś z tobą zwiąże, ale poczekaj jestem ateistką, Beck i ja nie wierzymy w cuda - odpowiedziała jej Eizabeth, na co Kylie mruknęła coś pod nosem i odeszła od nas - Ja również życzę miłego dnia! - Krzyknęła w jej stronę przyjaciółka.
- Jak ja jej nie trawie, po całym roku powinna sobie odpuścić prawda?.... Słyszałyście, że w piątek, czyli w sumie za dwa dni jest impreza u Jamesa ? - Do rozmowy dołączył Beck.
- Tego co nie został kapitanem drużyny koszykarskiej? - Spytałam.
- Dokładnie - odpowiedział przeczesując włosy, co oznaczało, że nie był pewny. - To co dziś idziemy na kawę i ciacho, a w piątek balujemy na imprezie, right my girls?
- Niestety kochanie. Nasza Hope dziś ma kolacje u nowych sąsiadów, a musi jeszcze odebrać małego i jechać po soczewki, ponieważ bez nich może kogoś zabić, a okularów nie lubi nosić - powiedziała Elizabeth. - Od razu mówię, że jutro również nie możemy, bo idę z mamą na zakupy, a później jadę do Ciebie, a co do piątku ja mogę, musisz przekonać fighterkę - dodała nabijając pomidora na widelec tak jakby chciała kogoś zabić.
- Dobra to w weekend ciacho, a w piątek impreza  - odpowiedział. - Kochanie... pomidor to nie człowiek - zaśmiał się.
- Wyobrażam sobie Kylie - odpowiedziała i w ciszy dokończyła swoją połowę sałatki.
      Po tak zwanym obiedzie, który wcale nie przypominał rodzinnego, wartościowego posiłku, jedyne co było dobre to sałatki, oraz mus czekoladowy. Niestety niektórzy wolą jeść śmieciowe jedzenie, ja również je spożywam, ale z pewnością nie codziennie. W każdym bądź razie po wizycie na stołówce miałam jeszcze cztery lekcje, a ostatnie okienko, ponieważ nauczyciel, który uczy rozszerzonego hiszpańskiego nie wrócił jeszcze z urlopu, więc ten czas spędziłam w bibliotece. Gdy zadzwonił dzwonek poszłam jak każdy do swojej szafki wziąć swoją kurtkę, gdy wychodziłam ze szkoły, ktoś wpadł na mnie, a książka, którą trzymałam w dłoni spadła na podłogę.
- Przepraszam, spieszyłem się - powiedział nieznajomy.
- Nic się nie stało, następnym razem uważaj - odpowiedziałam, schylając się po książkę, jednak chłopak był szybszy - dziękuję - dodałam, gdy podał mi książkę.
- Bardzo ładny babciny sweterek - skomplementował z lekkim żartem , uśmiechając się, miał urocze dołeczki w policzkach.
- Śliczne dziewczęce loki - również się uśmiechnęłam, założyłam kurtę i bez słowa wciąż z lekki uśmiechem na ustach wyszłam ze szkoły.
      Gdy wróciłam do domu po zakupach i odebraniu Leo była godzina piętnasta czterdzieści pięć, więc musiałam szybko się przebrać i przebiec się wokół osiedla, aby utrzymać kondycję. Oczywiście tak jak zawsze kazałam bratu dokładnie zamknąć drzwi dopóki ja, mama lub tata nie wrócimy. Bieganie zajęło mi czterdzieści minut, a gdy wróciłam do domu Leo oglądał telewizję, więc wzięłam prysznic. Gdy w szortach i w topie zeszłam do kuchni zauważyłam mamę, która wróciła ze szkoły i obecnie pomagała bratu w lekcjach. Zjadłam trzy ciasteczka zbożowe, a później na chwilę zastąpiłam mamę w pomaganiu Leo. Mój brat był bardzo zdolny i inteligentny, jednak z matematyką oraz z historią miał duże problemy, więc ja lub mama mu często pomagałyśmy w nauce, jak i lekcjach. Zrobiłam z bratem dwa zadania z matematyki po czym wróciłam do mojej sypialni, aby sprawdzić czy nie mam nic zadane, a następnie musiałam przygotować się na kolację.
*
        Dopełnieniem mojego makijażu było konieczne użycie krwistej szminki. Miałam na sobie długi, biały kombinezon z złotym paskiem oraz białe szpilki. Poprawiłam wyprostowane włosy, wzięłam torebkę po czym zeszłam na dół, wszyscy czekali wyłącznie na mnie. Mama była ubrana w czarną sukienkę do kolan, tata miał na sobie brzoskwiniową koszulę oraz krawat, a Leo białą koszulę i swoją ulubioną muchę jak i marynarkę. Wyglądaliśmy jakbyśmy szli do kościoła na coniedzielną mszę lub wesele, jednak do kościoła udawaliśmy się rzadko. Każdy ze znajomych mówił nam, że wyglądamy niczym idealna rodzina z obrazka. Zawsze byliśmy zgraną rodziną i dość podobną z wyglądu. Oczywiście zdarzały się kłótnie, jak w każdej rodzinie, ale nigdy poważne, umieliśmy sobie radzić z problemami, co czyniło nas silnymi.
      Państwo Styles mieszkali teoretycznie dom obok, ale praktycznie na końcu ulicy. Ich dom był naprawdę ładny, ale troszkę mniejszy niż nasz. Poprzednią właścicielką była pani około pięćdziesiątki wraz z mężem, którzy stwierdzili, że dom jest dla nich za duży. Ze względu, że budynek był oddalony o kilkaset metrów udaliśmy się pieszo. Tata trzymał w ręku wino jako mały prezent, a mama bukiet kwiatów. Weszliśmy po schodach, Leo zadzwonił do drzwi i po chwili drzwi otworzył nam wyskoki, dość szczupły Pan Rob Styles. Zaprosił on nas do środka, zaprowadził do jadalni, gdzie Pani Styles stawiała misę na stole. Nie odbyło się bez wręczenia podarunków jak i suchego żartu taty, na szczęście domownicy go zrozumieli, co wywołało u mnie ulgę.
- Dzieci chodźcie, przyszli nasi goście ! - Zawołała Pani Styles. Jako pierwsza zbiegła po schodach dziewczynka z cudownymi jasno brązowymi lokami, a tuż za nią szczupły blondyn, a na końcu przybył wysoki szatyn również z lokami, na którego wspomnienie lekko się uśmiechnęłam.
- Jak masz na imię kochanie, ile masz lat ? - Zapytała się moja mama dziewczynki, która na pierwszy rzut oka była wstydliwa.
- Emma i mam dziewięć lat - odpowiedziała dziewczynka.
- Dobry wieczór, mam na imię Charlie - przedstawił się blondyn.
- Harry, miło państwa poznać - powiedział najwyższy z trójki, po czym podał dłoń moim rodzicom, bratu i mi - Babciny sweterek już nie jest taki babciny - powiedział, gdy nasze dłonie się zetknęły, na co po raz kolejny się zaśmiałam.
- Dobry wieczór, ja mam na imię Jane, a to mój mąż Jorge, nasz synek Leo i córka Hope. - Mama wszystkich nas przedstawiła po czym zasiedliśmy do stołu. Ten wieczór od samego początku zapowiadał się bardzo interesująco.
Witam Aniołki w nowym rozdziale :)
Nie jest idealnie (i pewnie nigdy nie będzie xd ) , ale mam nadzieję, że chociaż odrobinę przypadł wam do gustu.... Więc moje pytanie : co o nim sądzicie?
Dziękuję za komentarze w poprzednim rozdziale, w moim zimnym serduszku zrobiło się dzięki wam cieplej. Jeszcze raz dziękuję <3

Kochani ważna sprawa :) Blog miesiąca.. pewnie i tak nie wygram, ale byłoby miło gdybyście zagłosowali -> Sonda

Wszyscy jesteśmy amatorami
Pozdrawiam kochani x
Szablon