sobota, 3 czerwca 2017

Rozdział 6 Jak Troy i Gabriella

        Po dwóch godzinach w jednym jak i w drugim centrum handlowym kupiliśmy prezenty prawie dla każdego. W kilku torbach znajdował się dla Leo IPad, dla wujka Rafaela płaszcz i spinki do mankietów, dla cioci torbę wraz z zestawem profesjonalnych noży, ponieważ zapisała się na lekcję gotowania, dla Lucy zegarek Calvin'a oraz perfumy Victorii Secret, które były idealne, dla Alec'a słuchawki, kurtka skórzana, dla babci zestaw porcelany, natomiast nie kupiliśmy prezentu dla taty oraz dziadka. Za to ja kupiłam sobie długie kozaki idealne na warunki takie jak teraz jak i na wiosnę. Po zakupach pomogłam wszystko dostarczyć do auta, a następnie trawiłam na siłownię, na której spędziłam prawie dwie godziny. Wylałam siebie ogromną ilość potu, ale już widzę pierwsze postępy. Byłam słaba, ponieważ na początku już po pierwszych trzydziestu minutach odczuwałam zmęczenie, natomiast kiedy Mcpartllin dowiedział się, że chodzę na siłownię zaczął mnie katować na treningach, jednak dawałam radę, zawsze daję. Upadam i podnoszę się z wysoko uniesioną głową. Po zakończonym wysiłku fizycznym oraz prysznicu nadszedł czas, aby udać się na przystanek autobusowy. Kolejny autobus miał być za czterdzieści minut, wzięłam moją torbę z ławki i zamierzałam kupić sok do picia, jednak na moje nieszczęście zderzyłam się z kimś.
- Przepraszam, nie chciałam - powiedziałam
- Wybaczam Hope - odpowiedziała osoba, z którą się zderzyłam, dopiero teraz spojrzałam odrobinę w górę i zobaczyłam, że to nie kto inny jak James Lightwood. Był ubrany w zwykłą szarą bluzę adidasa i podarte jeasny. - Popularna Hope na przystanku autobusowym ? - Spytał
- Księżniczki czasem wychodzą do ludzi - zażartowałam - A tak serio to skończyłam moje sprawy i czekam autobus do domu - dodałam, poprawiając torbę
- Chodź podwiozę Cię i tak mieszkamy niedaleko siebie.
- Nie trzeba, dam radę - zaprotestowałam.
- Nalegam, zbliża się już wieczór, a co jeśli w autobusie będzie jakiś zboczeniec, albo po drodze ktoś na Ciebie napadnie... - założył ręce na klatkę piersiową.
- Przekonałeś mnie - uśmiechnęłam się, na co on wziął ode mnie torbę sportową i prowadził do samochodu - Jak po wczoraj? Dużo bałaganu? - Spytałam, przerywając ciszę.
- Dużo śmieci, szkła, ale nic nie zostało uszkodzone, nie licząc lampy, streszczając sprzątania było sporo - odpowiedział zatrzymując się przy granatowym BMW. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, poczekał, aż siadłam, torbę zostawił w bagażniku, a następnie znalazł się za kierownicą. Prawdziwy gentleman. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy, jednak odczuwałam lekkie skrępowanie, co chłopak pewnie również wyczuł, więc przerwał milczenie. - Wyjaśnij mi.. dlaczego dziewczyna za każdym razem wygląda świetnie - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Może dlatego, że Bóg postanowić uczynić nas płcią piękną i tak już będzie zawsze - zaśmiałam się  u nosząc jedną brew ku górze.
- Czyli ja te piętnaście minut spędzam niepotrzebnie... a tak się starałem. Teraz wiem , że mógłbym dłużej spać - odpowiedział kręcąc głową.
- Nie przejmuj się, nie jest tak źle, nawet mogłabym powiedzieć, że jest dobrze - odpowiedziałam, w radiu zaczęła lecieć piosenka Sorry Justina, więc zaczęłam ją cicho nucić. James słysząc to pod głosił z lekkim uśmiechem. Widziałam, że kątem oka spogląda na mnie przez co lekko się zaczerwieniłam oraz spuściłam głowę.
- Nie, nie, nie ... jeśli moje spojrzenie sprawia, że przestajesz śpiewać to już na Ciebie nie patrzę. Masz bardzo ładny głos Hope - powiedział patrząc na drogę.
- Mój głos przypomina śpiew wielorybi, wolę grać. Słyszałam, że to ty masz talent, więc też coś zaśpiewaj - odpowiedziałam patrząc na blondyna, który przez chwilę zastanawiał się co ma zrobić, jednak ostatecznie zmienił kilka razy piosenkę na utwór Closer - Uwielbiam ten kawałek!
- A więc  razem będziemy wielorybami, bo zapraszam do duetu - uśmiechnął się i śpiewająco przemierzyliśmy drogę. Kiedy piosenka się skończyła James opowiadał żarty, przez co gdy dotarliśmy pod mój dom miałam czerwone oczy od płaczu.
- Dziękuję za podwiezienie mnie oraz za świetną zabawę przy tym - powiedziałam, kiedy chłopak zaparkował.
- Nie ma za co, to była amatorska wersja Carpool Karaoke - odpowiedział mi spuszczając głowę, co oznaczało, że jest zawstydzony.
- Z naszymi głosami jesteśmy jak Troy i Gabriella, ale to ty powinieneś się zgłosić do musicalu. Jeszcze raz dziękuje - powiedziałam sięgając torbę, a następnie otworzyłam drzwi.
- Musimy to powtórzyć! - Pośpiesznie mi odpowiedział, natomiast ja zamknęłam drzwi i tylko z wielkim uśmiechem potwierdziłam jego słowa ruchem głowy.
   Ruszyłam w stronę wejścia z torbą na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam, że James nie odjechał. Dopiero kiedy weszłam do domu usłyszałam odgłos auta. Z lekkim uśmiechem udałam się do kuchni, zabrałam butelkę wody po czym ruszyłam do sypialni. W salonie zatrzymała mnie mama, która oglądała z tatą jakiś film. Nie odrywając wzroku od telewizora spytała jak było na siłowni, na co odpowiedziałam typowe ''dobrze'', którym buntownicze nastolatki używają co do drugiej odpowiedzi na pytanie.
      James sprawił, że przez resztę dnia miałam uśmiech przyklejony do twarzy, a wszystko przez jego żarty, które utkwiły mi w głowie. Znałam go kilka dni, a czuję jakbyśmy znali się znacznie dłużej.

      Niedziela jest to dzień kiedy budzisz się późno i uświadamiasz sobie, że to koniec weekendu i czas wrócić do szkoły. Jednak tego dnia nie obudziło mnie słońce jak, ani budzik tak jak zawsze, ale zrobiła to osoba, której całkowicie się nie spodziewałam. Widywałam ją przeważnie popołudniu lub wieczorem, ponieważ rano zawsze była w pracy. Było to naprawdę dla mnie niespodzianką.
- Wstawaj księżniczko! - Tata usiadł na moim łóżku , przez co materac lekko się ugiął pod jego ciężarem - Nie daj się prosić, zrób to dla mnie...
- Taaato... serio? - Zapytałam go wciąż z zamkniętymi oczyma.
- Tak dziś idziemy do kościoła córcia, a później zabieram was na obiad do restauracji - odpowiedział zabierając mi kawałek kołdry
- Dobrze, już wstaje - przekręciłam się na brzuch i schowałam twarz w poduszkę.
- Kocham Cię skarbie - mruknęłam w odpowiedzi, więc opuścił moje królestwo.
    Z wielką niechęcią wstałam z łóżka i z szafy wyciągnęłam koszule w kratę wraz z czarnymi rurkami. Przez co, że wczoraj nie wysuszyłam oraz nie rozczesałam włosów miałam strasznie loczki. Umyłam twarz i zęby po czym nałożyłam tusz do rzęs, a następnie zeszłam na dół na śniadanie. Gdy usiadłam do stołu przybiegł też Leo, który również nie był zadowolony pomysłem taty. Jednak ja i brat zostawiliśmy to bez komentarza, ponieważ wiedzieliśmy, że tata nie zmieni zdania. Zjedliśmy pyszne śniadanie, które przygotowała mama, a później całą czwórką udaliśmy się na niedzielną msze. Najbliższy kościół był piętnaście minut drogi autem od domu, jednak wybraliśmy ten bliżej centrum miasta, więc dojechanie na miejsce zajęło odrobinę więcej czasu. Kościół nie wyróżniał się od pozostałych, był taki sam inne. Drewniane ławy, kolumny, białe ściany ozdobione malunkami oraz duży ozdobiony ołtarz. Nigdy nie lubiłam się modlić, a szczególnie chodzić do kościoła, najczęściej płakałam z tego powodu, jednak z czasem płacz przestał działałać na tatę. Po mszy, obiedzie i spacerze wróciliśmy do domu, była godzina trzynasta więc postanowiłam zacząć pisać referat po hiszpańsku o zabytkach w tym państwie. Temat był bardzo obszerny, więc kiedy po długim czasie napisałam połowę, ktoś jak zwykle musiał moją pracę przerwać.
- Hope masz gościa! - Krzyknęła mama z dołu, szybko odłożyłam laptop oraz resztę moich pomocy dydaktycznych i zbiegłam po schodach. W salonie zobaczyłam radosną Elizabeth.
- Przecież mogłaś przyjść do mnie na górę.. - powiedziałam do przyjaciółki - Chcesz coś do picia, soku, wodę, cokolwiek? - Spytałam.
- Nie, dzięki - odpowiedziała. - Dzień dobry proszę pana - dodała, gdy zobaczyła mojego staruszka.
- Joł, joł mordix - powiedział tata wykonując dziwne ruchy, przez co wybuchnęłam śmiechem - Co się śmiejesz Hope? Przecież wy młodzi teraz tak mówicie, więc ja też chcę być modny - dodał, przez co mama oraz przyjaciółka również zaczęły się z niego śmiać.
- Nie ośmieszaj się Jorge, nie rób sobie jak i mi wstydu - mama złapała tatę za ramie, po czym zaprowadziła go do jadalni. Nadal się śmiejąc udałyśmy się do mojego pokoju, gdzie leżało pełno kartek.
- Twój tata jest bardzo zabawny - powiedziała Elizabeth - Było coś zadane? - Dodała.
- Próbuje na siłę się odmłodzić i myśli, że mu to wychodzi. Nie.. to hiszpański - odpowiedziałam, na co przyjaciółka przytaknęła głową.
- Czemu nie powiedziałaś mi nic ? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, a ty milczałaś, chcesz to wyjaśnić? - Spytała Liz, a mi się podniosło ciśnienie. Odkryła, że Beck robi jej niespodziankę? Szpiegowała, a może ktoś jej powiedział, albo czytała wiadomości.. Miało być tak romantycznie..
- Ale ja nie wiem co masz na myśli - powiedziałam udając, że nic nie wiem.
- W takim razie powiedz mi z kim całował się Harry? - Spytała po raz drugi, natomiast tym razem kamień spadł mi z serca.
- Skąd o tym wiesz? Z resztą nie ważne.. To nic nie znaczyło, był kompletnie zalany w trupa, nawet nie odwzajemniłam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jeden z najprzystojniejszych chłopaków Cię całuje, a ty nic?! - Spytała unosząc dłoń w kierunku domu wysokiego bruneta z zielonymi oczyma.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic po za tym. Jasne? - Powiedziałam, na co Liz mruknęła coś w odpowiedzi - To kto Ci powiedział? - Spytałam z ciekawości.
- Harry powiedział Beckowi, a on mi - odpowiedziała, po czym usiadła na łóżku z którego posprzątałam część kartek - Więc skoro pocałunek nic nie znaczył, to gdzie i z kim zniknęłaś ?
- Powiem Ci, ale jeszcze nie teraz - lekko się uśmiechnęłam. -
- Musisz być taka tajemnicza?! Czyli ty i Harry.. - zaczęła, lecz nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Nie ma mnie i jego. Jestem ja, jest Harry. Koniec. Nic nie było, nic nie będzie. - Tym zdaniem zakończyłam temat pocałunku.
     Elizabeth została z nami aż do kolacji, ponieważ jeszcze przez długi czas dyskutowałyśmy o piątkowej zabawie i o zbliżających się świętach, a następnie obejrzałyśmy nowy serial o Elżbiecie II. Okazał się on ciekawy, pomimo niezbyt interesującego opisu. Po odjeździe przyjaciółki, pomogłam sprzątać w jadalni oraz w kuchni, a później w pracy domowej Leo. Były to dość proste rzeczy, więc brat wykonywał je bez problemu, a ja go tylko sprawdzałam. Następnie wróciłam do kończenia mojej pracy, która okazała się trudniejsza niż myślałam, a w szczególnie bardziej czasochłonna.

      Poniedziałek był najgorszym dniem dla większości uczniów, jak i dla pracujących osób. Dla mnie zaczynał się całkiem dobrze, ponieważ lekcje zaczynałam od drugiej lekcji, co oznaczało lepsze wyspanie się. Dłuższy sen był dla mnie potrzebny szczególnie po wczorajszym referacie, który muszę oddać na mojej pierwszej, a praktycznie drugiej lekcji, czyli hiszpańskim. Ubrałam cropp top, jeansy, przez co był widoczny mój brzuch, luźny styl dopełniały adidasy wraz z letnią kurtką, następnie zabrałam się za prostowanie włosów oraz robienie nieco mocniejszego makijażu. Tak gotowa i lekko spóźniona dotarłam do szkoły. Oczywiście gdy tylko weszłam do klasy nauczycielka zwróciła mi uwagę, że powinna mi wstawić nieobecność, a zaraz potem spytała się czy mam tą tak bardzo ważną pracę domową. Gdy tylko doręczyłam referat do rąk nauczycielki, ona kontynuowała temat. Po lekcji musiałam zostać, ponieważ pani Bassett przekazała mi informacje o konkursie. Podziękowałam i udałam się pod klasę gdzie miałam mieć matematykę. Kiedy szłam środkiem korytarza ktoś złapał mnie za ramię.
- Cześć Hope, od razu przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ten pocałunek... - zaczął Harry swój monolog, ale mu przerwałam.
- Rozumiem, byłeś pijany. To nic nie znaczyło. Zapomnij, a teraz przepraszam śpieszę się. Tobie radzę to samo. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, widziałam lekkie zdezorientowanie na jego twarzy, jednak odkręciłam się i zaczęłam iść naprzód, a chłopak wciąż stał w miejscu próbując zanalizować tą sytuację. Dotarłam na matematykę równo z dzwonkiem, zaraz za mną Harry. Usiadłam do Elizabeth, która czekała już w klasie tak jak kilka innych uczniów. Zdążyłam się rozpakować, kiedy usłyszałam swoje imię z ust Kylie. Postanowiłam na to nie reagować, ponieważ było by jeszcze gorzej, a tego nie chciałam na lekcji.
- Więc dziś mamy niespodziankę w postaci sprawdzianu, ale i tak go wam zapowiadałem. Miłego pisania dzieciaki - powiedział nauczyciel, gdy wszedł do klasy. Był on starszym mężczyzną, który nosił okulary i stare swetry, jednak był miły. Każdy zaczął wyrażać swoje niezadowolenie, oprócz mnie. Umiałam ten temat, więc nie mam powodów do obaw, że dostanę złą ocenę - Jestem i tak dla was miłosierny, ponieważ daję wam na to całą lekcje. Nie zmarnujcie mojej dobroci - dodał pan w trakcie rozdawania kartek.
       Sprawdzian nie był trudny, ale nie można było go nazwać łatwym. Oddałam go po trzydziestu minutach. Widziałam, że Liz nie idzie najlepiej, więc gdy tylko nauczyciel dostał sms oznaczało to dużo czasu na pomoc innym. Zrobiłam dla przyjaciółki jedno i pół drugiego zadania na obliczenie, na szczęście brunetka domyśliła się co powinna napisać dalej, więc miała większe szanse na dostanie pozytywnej oceny. Pięć minut przed dzwonkiem Elizabeth również oddała kartkę, nauczyciel miał dziś naprawdę dobry humor, ponieważ pozwolił osobom które napisały wyjść szybciej na przerwę. Wyszłyśmy z sali, a przyjaciółka przytuliła mnie w podzięce.
- Gdyby nie ty, to bym nic nie miała dobrze, a tak napisałaś mi dwa wzory to zmieniłam niektóre obliczenia. Dzięki, jesteś kochana - powiedziała
- Hope ! - Usłyszałam swój głos, odwróciłam się i zobaczyłam stojącego na schodach James'a, ubranego w czarne spodnie i niebieską koszule lekko rozpięta. Wyglądał dobrze, bardzo dobrze.
- Zaraz wracam - powiedziałam do przyjaciółki po czym podeszłam do blondyna - Cześć James.
- Dzień dobry - odpowiedział ukazując białe zęby, kątem oka zauważyłam, że Harry przygląda się nam mimo, że rozmawia z kolegą, Elizabeth, która stoi przy schodach też, nie wspomnę o Kylie, która wpatruje się we mnie morderczym wzrokiem.  - Tak właściwie mam pytanie - dodał niepewnie.
- Już się boje.
- Chciałabyś wpaść dziś trening? Byłoby mi miło tym bardziej, że każdy kogoś zaprosił i pomyślałem o Tobie - Spytał, na co zrobiłam większe oczy.
- Na koszykówkę? - Również spytałam, a on potwierdził do ruchem głowy. Ja i koszykówka, to nie jest dobre połączenie, ale jeśli się nie zgodzę, będę miała wyrzuty sumienia - Z przyjemnością Lightwood - uśmiechnęłam się, na co on wypuścił głośno powietrze
- A więc do zobaczenia - odpowiedział po czym zaczął iść w innym kierunku, odwróciłam się i dostrzegłam minę przyjaciółki co oznaczało kolejną rozmowę. Jednak zanim dołączyłam do niej ktoś szybko przytulił mnie od tyłu, przez co lekko się przestraszyłam. Z tego powodu serce zabiło mi dwa razy szybciej, ale jak się okazało nie potrzebnie, ponieważ blondyn chwilę później już zbiegał ze schodów.
Witam w kolejnym rozdziale :)
Ostatnio znów nie mam na nic czasu... wyjazd, poprawianie ocen, przyjazd brata, ale w końcu publikuję.
Jak na razie nadal spokojnie, kiedy będzie burza?
Powoli nadciąga.
Pozdrawiam Aniołki x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon