niedziela, 9 lipca 2017

Rozdział 7 Listy, instytut i Clave

     Gdy tylko powróciłam do przyjaciółki, nie obyło się bez pytań dotyczących James'a. ,, Jak długo się znacie, a może jesteście już parą? To z nim rozmawiałaś na domówce, stało się wtedy coś?'' Elizabeth męczyła mnie kolejnymi pytaniami, lecz dopiero kiedy powiedziałam, że Lightwood zajmuje się tą samą 'pasją' co nasza rodzina, ustąpiła. Widać było, że zrobiło jej się głupio, ponieważ nie domyśliła się, że sprawa może mieć związek z naszymi rodzinami. Gdybym dodała, że zaprosił mnie na trening to nie miałabym życia, lecz przez małe zatajenie prawdy plus tajemnicę Becka miałam ochotę o wszystkim jej powiedzieć. Natura anioła nie pozwala na kłamanie, a ja tylko nie wspomniałam jej o drobnym szczególe.
     Przez połowę kolejnej lekcji czułam na sobie morderczy wzrok rudej mamby. Tak nazywał Kylie pan od francuskiego, uważał, że przez zbyt duże ambicje oraz pieniądze zmieniła się na gorsze. Pan przez kilkanaście minut pytał dwie osoby odnośnie ostatniej lekcji, przez co każdy modlił się, aby nie zaprosił na odpowiedź kolejnej osoby. Jednak tak się nie stało, a reszta języka miłości minęła powolnie. Kolejne godziny wydłużały się jeszcze bardziej, doprowadzało mnie do katuszy. Co kilka minut spoglądałam na zegar, przekładałam jedną nogę na drugą, patrzyłam w okno i tak w kółko. Kiedy ostatnia lekcja się zakończyła pożegnałam się z Elizabeth po czym udałam się na salę gimnastyczną. Weszłam na halę, zajęłam miejsce na trybunach, ponieważ chłopcy nadal byli w szatni. W tym czasie podszedł do mnie jeden z nauczycieli wychowania fizycznego, zapewne ich trener.
     - Co panienka tutaj robi? - Spytał uprzejmie mierząc mnie wzrokiem.
    - Jeden z pana zawodników mnie zaprosił - odpowiedziałam, na co skinął głową w zrozumieniu, otworzył swój notatnik, który cały czas trzymał w dłoni i odszedł.
     W tym samym momencie na sale weszli ubrani chłopcy z stroje, które zachwycały każdą dziewczynę w szkole, a wraz z nimi ich wybranki, które chwilę później zajęły miejsca niedaleko mnie.. James przemierzył próg drzwi jako przed ostatni, a tuż za nim szedł Kevin, który był kapitanem drużyny. Blondyn rozejrzał się po trybunach, aż jego wzrok padł na mnie, pokazując swoje białe zęby pomachał mi, więc ja zrobiłam to samo. Szkolni koszykarze ustawili się w szeregu, a trener podzielił ich na dwie drużyny. Moje zamiłowanie do sportów drużynowych nie było duże, a szczególnie do koszykówki, piłki nożnej i innych gier z piłką. Jednak przez cały mecz podążałam wzrokiem za biegającym James'em, który wyglądał gorąco w barwach drużyny i lekko wilgotnych od potu włosach. Kiedy wybijały ostatnie sekundy meczu chłopak, którego przez czterdzieści minut obserwowałam wrzucił piłkę do kosza cieszyłam się tak samo jak on wraz ze swoją drużyną, ponieważ tym rzutem zwyciężyli to starcie.
   - Do szeregu... Mike chyba znów opiekujesz się hamburgerami kuzyna, bo twoja kondycja jest tragiczna w porównaniu z tym co było ! Richard więcej luzu, jesteś zbyt sztywny! Co z wami od wyjazdu się stało, byłem przez dwa tygodnie w szkole, później mieliście chwilę wolnego, bo zniknąłem, przejął was White, teraz wracam , a wy co?! Porażka! Lightwood oraz Corner dobra robota, przynajmniej tu jakieś pozytywy. widzimy się w czwartek na przeglądaniu świeżaków do drużyny - powiedział trener po czym opuścił sale. Zaraz za nim chłopcy, zeszłam z trybunów i podeszłam do zwycięscy.
   - Wymagający jest wasz trener - stwierdziłam, czekając aż kilka osób wyjdzie za próg.
   - Tak, ale przez to jesteśmy coraz lepsi - odpowiedział przepuszczając mnie w drzwiach - Postaram się być jak najszybciej. Poczekasz chwilkę na mnie? - Spytał, na co delikatnie skinęłam głową, oparłam się o ścianę i wpatrywałam się w podłogę. Reszta dziewczyn czekała niecierpliwie na swoich być może przyszłych mężów, a ja siedziałam jak na szpilce na drewnianej ławce, Trzech chłopców opuściło szatnię, a za nimi wyszedł James, od którego można było wyczuć pot - Jak było? Podobało się choć trochę?
   - Było w porządku, dobrze graliście, więc miło się patrzyło na was - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Troszkę pachniesz grą - dodałam gdy kierowaliśmy się w stronę wyjścia.
    - A myślałem nad tym czy wziąć prysznic, ale pomyślałem, że zaraz będę w domu - zrobił smutną minę - ciężkie jest życie sportowca.
    - Lepiej się nie wychylać, anonimowość jest całkiem dobra - uśmiechnęłam się.
  - Dostaliście list z instytutu ? - Zapytał nieco ciszej kiedy opuszczaliśmy szkołę. Rodzina Lightwood pomaga wujkowi w prowadzeniu instytutu, a nad nimi jest Rada Upadłych tak zwana Clave.
    - Nie, a czemu pytasz? - Odpowiedziałam pytaniem.
  - Tak tylko, nie ważne. Dziękuję, że dziś przyszłaś, widzisz dzięki Tobie wygraliśmy. Musisz częściej przychodzić - powiedział i otworzył mi drzwi gdy odblokowałam auto.
   - Więc musisz mnie częściej zapraszać - uśmiechnęłam się - Do zobaczenia - dodałam wrzucając torebkę na miejsce pasażera.
   - Do jutra - odpowiedział muskając mój policzek, po czym wsiadłam do pojazdu. Zamknęłam drzwi, odpaliłam silnik i odjechałam, w lusterku widziałam jak wzrokiem odprowadza mnie, aż opuszczę parking oraz wyjadę przez szkolną bramę. Jechałam w stronę domu, jednak postanowiłam podjechać do sklepu, aby kupić kilka rzeczy, które zamieniły się w bardziej okazalsze zakupy. Po krótkich zakupach wróciłam do domu. Taty nadal nie było, a mama sprawdzała dokumenty, przy niej siedział Leo , który malował coś farbkami.
   - Czemu dziś tak późno? Niedługo wujek przyjedzie z resztą rodzinki - powiedziała mama nie odrywając wzroku od ksiąg i kartek.
   - Zostałam chwilkę dłużej w szkole no i teraz byłam na zakupach - odpowiedziałam, chowając produkty z plastikowej torby. - O której będzie tata? - Dodałam.
   - Za jakąś godzinę lub dwie. - Po tych słowach zniknęłam na górze w moim pokoju. Tą krótką chwilę wolnego czasu postanowiłam poświęcić na czytanie Jacksona. Byłam obecnie na końcówce czwartego rozdziału, więc zamierzałam przeczytać kolejny.
      Przeczytałam piąty rozdział i połowę szóstego, kiedy usłyszałam głos mamy. Percy dowiedział już się, że jest półbogiem i trafił do obozu. Książka coraz bardziej mi się podoba, być może jest to spowodowane, że jest o Olimpie, bogach greckich i śmiertelnikach. Nigdy nie czytałam żadnego utworu o tej tematyce oprócz tekstów na lekcjach. Zaczynało mi się to podobać, ponieważ nikt z nas nie wie jak życie wyglądało przedtem, więc poprzez taką fantastykę możemy choć trochę to wszystko sobie wyobrazić.
     Odruchowo zabrałam telefon i udałam się jeszcze do łazienki, po czym zeszłam na dół. Schodziłam po schodach, a już słyszałam dyskusję mamy. Kiedy dotarłam na dół zobaczyłam Lucy wraz z Aleckiem i Leo siedzących na kanapie w salonie oraz wujka, który podchodził do kominka. Dopiero gdy znalazłam się bliżej usłyszeli moje kroki, więc odwrócili głowy w moją stronę i widząc tak niesamowitą, utalentowaną mnie uśmiechnęli się promiennie.
    - Cześć młoda - powiedział wujek, nadal nie przerywając rozpalania kominka.
    - No cześć wujek. Leo, Alec dopiero przyjechał, a ty już nie dajesz mu żyć?
    - Ja tylko mówię, że powinniśmy zagrać w kalambury zanim tata wróci, bo wiesz, że tata nie lubi tej gry, tylko dlatego, że zawsze przegrywa - odpowiedział brat. - Hope pogramy? - Dodał, patrząc na mnie dużymi brązowymi oczyma.
   - No dobra. Leć po mamę i ciocię to zaczynamy, nie zapomnij kartki oraz ołówka - odpowiedziałam, na co Leo pobiegł do kuchni.
     - Wujek o co chodzi z instytutem? - Zapytałam wykorzystując moment gdy w salonie nie było brata.
    - Skąd wiesz? Zresztą nie... nie odpowiadaj, porozmawiamy jak Jorge wróci - odpowiedział zamykając kominek i siadając na jednym z fotelów. - Gdyby nie ta sprawa, to mój nieznośny syn pojechałby do kolegi - dodał mierząc go wzrokiem Aleca. Po chwili wrócił Leo wraz z mamą i ciocią, które niosły napoje wraz z szklankami.
     - To kto zaczyna grę ? - Zapytała ciocia stawiając dwa kubki z herbatą na stoliku.

  - Hope! - Krzykną Leo na co przewróciłam oczyma. Wylosowałam kartkę i ustałam plecami do kominka, a przodem do rodziny. Jak ja mam wytłumaczyć gejzer, nie używając słów; źródło, woda?
    - Więc jest to... takie coś na przykład na wyspie, ale nie tylko. Co jakiś czas wybucha..
  - Wulkan ! - Krzyknął wujek, na co ja pokręciłam przecząco głowa i kontynuowałam.
     - Jest to bardzo gorące, w sumie ludzie często jeżdżą w te okolice, aby to oglądać, no i hmm co jeszcze...
     - Gejzer?! - Krzyknął Alec, tym razem z uśmiechem przytaknęłam głową. Położyłam kartę w rogu stolika, a następnie usiadłam obok Lucy na kanapie. Ze względu, że Alec zgadł to on teraz losował kartę z hasłem. Nalałam sobie do szklanki soku bananowego, a na talerzyk nałożyłam odrobiny sałatki, którą mama kupiła dzień wcześniej. - Proste. Jest to małe..., z pewnego utworu fantastycznego. Ratował chłopca i zginął ugodzony...
    - Zgredek! - Krzyknęłam w tym samym momencie co Lucinda, obie uwielbiałyśmy Pottera, więc znałyśmy prawie każdą scenę z wszystkich części. - Idź Lucy, bo byłaś odrobinę szybsza - powiedziałam wystawiając język kuzynce, na co ona się zaśmiała. Wstała, wylosowała kartę i udała się pod kominek.
     Graliśmy jeszcze przez dłuższą chwilę. Było kilka naprawdę trudnych haseł do odgadnięcia, tym bardziej jeżeli mama lub Leo próbowali je wytłumaczyć. Oboje byli najgorsi w tłumaczeniu, ale zawsze wychodzili z punktacją na podium. Kiedy tata wrócił, mama ogłosiła koniec gry. Tym samym pierwsze miejsce zajęłam ja z Aleckiem, następnie drugi był wujek, a trzecie miejsce na podium zajął Leo z Lucy.  Posprzątałam karty ze stolika i odniosłam na komodę, Chwilę później tata przyszedł do salonu z filiżanką kawy.
    - Mały idź zbuduj jakiś bardzo trudny tor samochodów i jak skończymy rozmawiać to przyjdę się z tobą ścigać dobra? - Zaproponował mojemu bratu Alec, na co Leo wstał i grzecznie poszedł do swojego pokoju.
   - O co chodzi Rafaelu, każdy mówi, że to poważna sprawa, ale nie chce mi powiedzieć - zaczął tata zasiadając na przeciwko wujka również na fotelu.
  - Mam wasz list z Instytutu jak również od Clave. Proszę przeczytaj. - Wuj przekazał tacie dwie koperty, spojrzał na nie i otworzył najpierw mniejszą.
   - ''Drogi Jorge i jego rodzino, doszły do nas niepokojące wieści.. Od zaufanych informatorów wiemy, że do Miami, zaczęły najeżdżać nieznane grupy wampirów. Nie znamy ich położenia, jednak wiemy, iż podziemni zaczynają się buntować. W tym wypadku, prosimy o zachowanie nadzwyczajnej ostrożności.'' Podpisano Rafael de Pérez, George Lightwood - przeczytał tata.
  - Podziemni buntują się? Przecież z większością jesteśmy w pokojowych warunkach - powiedziałam lekko mrużąc oczy patrząc na wujka.
     - Podziemni z Miami sami by tego  nie zaczęli, Rafaelu czy może wiesz kto .. - zaczął tata, ale wuj przerwał mu wypowiedź.
     - Nie wiemy kto to, ale skoro podziemni buntują się muszą być to wpływowe osobowości. Wiemy, że niektórzy nie zgadzają się na warunki nowych gości i za to są torturowani, zamknięci w więzieniu lub najzwyczajniej zabijani - powiedział wujek, na co tata wstał, podszedł do kominka i oparł się  o ścianę. Wyglądał jakby chciał coś powiedział, jednak trwał w ciszy. - Przeczytaj list od Rady - dodał wuj, na co tata zabrał kopertę ze stolika, a następnie ją otworzył.
    - ,,Jakże bliska nam rodzino Pérez, w zaistniałą sytuacją prosimy was o pomoc. Doskonale zdajemy sobie sprawę, iż wasza rodzina może się nie zgodzić na naszą propozycję, jednak wasze umiejętności bitewne, waleczność oraz oddanie z pewnością pomogłaby nam rozwiązać nietypową sytuację. Zatem proponujemy spotkanie braci Pérez z przedstawicielem Clave w instytucie Archanioła Raziela. Nie nakłaniamy was do wstąpienia w progi Clave, iż jest w zupełności inna sprawa, którą również możemy poruszyć na spotkaniu, jeżeli jeden z braci byłby tym zainteresowany. Z wyrazami uznania i szacunku Rada Upadłych.'' - Zakończył czytanie listu tata. Byłam lekko zdziwiona, że Clave prosi nas wszystkich o pomoc mimo, iż jeszcze tydzień temu nas śledzili.
    - Co o tym sądzisz bracie? - Zapytał wuj Rafael.
    - Nie mamy innego wyjścia oprócz spotkania się z Radą - odpowiedział tata, a następnie wrócił na fotel łapiąc za filiżankę.
    - Dzieci radzę wam poświęcić odrobinę wolnego czasu na trening w instytucie - dodała ciocia Ruby spoglądając na naszą trójkę.
Szablon